niedziela, 17 maja 2009

Umrzesz, bo jesz

Martin kładzie przede mną kongijską gazetę. Na pierwszej stronie wielki artykuł o człowieku, który umarł na raka. - Co w tym dziwnego? To u was piszą o tym w gazetach i to na pierwszej stronie? - Tak, bo w Kongo ludzie nie umierają na raka.

Siedzimy w pracowniczej stołówce na obrzeżach Edynburga. Na obiad wziąłem krem z pieczarek, dużego, pieczonego ziemniaka z sosem bolońskim i jabłko. Martin, jak zawsze, nie wziął nic. Jak zawsze wyjął z torby zawiniątko, a w nim przygotowane w domu przez żonę jedzenie, podgrzane przed chwilą w zakładowej kuchni. Jego dzisiejsze danie przypomina makaron z ziołami. Bardzo ładnie pachnie.

- Dlaczego nie jesz tego, co wszyscy?

- Bo to jedzenie jest zatrute – odpowiada Martin.

Czarnoskóry uczy białego jeść

Zawsze zastanawiałem się, czy czarny meszek, który rośnie na twarzach czarnoskórych to efekt ich zabiegów z żyletką, czy może naturalne zjawisko. U Martina wygląda na to drugie. Jego zarost jest tak delikatny, jakby ten 40-letni Kongijczyk nigdy się nie golił.

Jemy razem. Ja swoje, on swoje. Moje jest ze składników od szkockich dostawców, a może i kupionych w supermarkecie. Martina jest z Brukseli, z targowiska prowadzonego przez kongijskich imigrantów.

- Wszystko, co się tam sprzedaje, pochodzi z Afryki – opowiada. – Przede wszystkim z Konga. Jest zdrowe i naturalne. Co jakiś czas jeżdżę do Brukseli na zakupy, a gdy nie mogę pojechać, brat przysyła mi w paczce. Nie jadamy z rodziną żadnych rzeczy zrobionych i kupionych tutaj. Nie zawsze się to udaje, ale ograniczam to do minimum.

- Dlaczego? – ponawiam pytanie.

- Już ci powiedziałem. Żywność, którą jesz, zawiera chemiczne składniki. O części z nich możesz się dowiedzieć z etykiet. O reszcie nie masz pojęcia. Ale zapewniam cię, dowiesz się. Wcześniej, czy później zachorujesz. Będziesz chorować tylko dlatego, że jesz zatrute rzeczy. Może nawet i umrzesz od tego. A jak nie ty, to twoje dzieci umrą.

- Mówisz o rzeczach oczywistych – uśmiecham się i patrzę prosto w jego oczy. – Każdy to wie.

- Ty też o tym wiesz?

- Jasne. Dodawanie chemii do jedzenia to żadna tajemnica.

- Skoro wiesz, dlaczego więc to jesz?

Znane niespodzianki z lodówki

Martin tłumaczy, że facet, który umarł w Kongo na raka, był mieszkańcem Francji. Jadł to, co kupował w zwykłych sklepach. Po latach wrócił do kraju, zachorował i umarł w ciągu kilkunastu tygodni.

- Gazeta napisała o tym w kategoriach sensacji, bo w Kongo prawie nikt nie umiera na raka.

Jakoś to do mnie nie dociera. Ciągle myślę o pytaniu Martina. Skoro wiem, że sklepowa żywność szkodzi, to dlaczego ją jem? Dlaczego jem to, co nie jest zdrowe? Nie umiem mu racjonalnie odpowiedzieć.

- Po prostu przyzwyczaiłem się. Trudno zmienić przyzwyczajenia – czuję, że nie jest to dobra odpowiedź.

- Tylko trzy tygodnie pracy nad sobą i można zmienić każde przyzwyczajenie - potwierdza moje przeczucia Martin. - Na początku to trudne i kłopotliwe, ale można przyzwyczaić się zdobywać i jeść zdrowe jedzenie. I czuć się lepiej.

Po rozmowie z Martinem postanawiam coś sprawdzić. Następnego dnia rano robię przegląd lodówki. Najpierw mój ulubiony kanapkowy serek z ziołami. Patrzę na skład: mączka chleba świętojańskiego i guma guar. Co robi w serku mączka i guma? Buszuję w internecie. Oba składniki są dodawane do żywności, by przedłużyć jej trwałość i poprawić smak. Czy przedłużają także moją trwałość i polepszają samopoczucie? Piszą, że guma guar może powodować kurcze i wzdęcia żołądka, ale oba składniki nie są szkodliwe dla zdrowia. Ale pod warunkiem, że nie spożywa się ich w dużych ilościach.

Nigdzie nie znalazłem co to oznacza. Ile mogę zjeść tych serków, żeby nie były dla mnie niebezpieczne? Nie informuje o tym także producent. Nie podaje, ile mączki i gumy jest w serku.

Sięgam po margarynę dokładnie wtedy, gdy w telewizji puszczają jej reklamę. Mówią, że jest zdrowa dla dzieci i wskazana dla nich, bo powoduje ich prawidłowy rozwój. Skoro nie szkodzi dzieciom, pewnie nie zaszkodzi i mnie? Na opakowaniu margaryny dużo liczb o jej wartości odżywczej. Martin chyba więc coś przegapił. Ja też bym przegapił - skład margaryny podany malutkim drukiem na spodzie opakowania: kwas sorbowy.

W internecie profesor pisze, że kwas sorbowy jest alergenem kontaktowym, a niektórzy przypuszczają, że także pokarmowym. Ale nie jest to udowodnione. Zaraz, zaraz... nie jest pewne, czy to alergen, ale mimo to dodaje się go do żywności? Zatem i ja nie jestem pewny, czy skóra rąk swędzi mnie, bo jem tę margarynę. Może więc lepiej ugotuję jajka i zjem z majonezem? Moim ulubionym, od „babuni”, jak głosi reklama. Ale „babunia” ma dla mnie w majonezie przeciwutleniacz E 385 i nie wyjaśnia, co to oznacza. Sprawdzam więc w internecie: E 385 może prowadzić do poważnych zaburzeń w przemianie materii, odradza się spożywanie.

Nie wiem, jak zjeść majonez, który zawiera szkodliwy składnik, bez zjedzenia tego składnika. Najlepiej pewnie byłoby pojechać do prawdziwej babuni...

Bruksela pozwala na wszystko

Dalszy przegląd lodówki przebiega w oczywisty sposób. W kolejnych produktach znajduję coś, o czym ostrzegają w internecie. Ale nie we wszystkich. Czytam, że czasami producent nie ma obowiązku zaznaczania, iż zastosował daną substancję. Niekiedy też brak jest pełnych danych na temat składnika, dlatego nie można wydać jednoznacznej opinii o jego szkodliwości lub nieszkodliwości. Mimo to, składniki te są dopuszczone do użytku.

Na liście dodatków do żywności nie brakuje substancji uznawanych za nieszkodliwe, ale z reguły odradza się częste ich spożywanie. Zwłaszcza przez alergików i astmatyków, czyli przeze mnie. Co to znaczy częste spożywanie? Nie wiadomo. Nie wiadomo, ile pajd chleba mogę posmarować margaryną zawierającą kwas sorbowy.

To wszystko nadal jest oczywiste. Każdy to wie. I je. Ale na tym koniec, bowiem na liście dodatków do żywności znajdują się także:

· tartrazyna - może wywoływać alergie i trudności w oddychaniu,
· żółcień chinolinowa - w testach na szczurach obserwowano powstawanie nowotworów wątroby,
· amarant syntetyczny - w testach na zwierzętach stwierdzono wpływ na odkładanie się wapnia w nerkach,
· erytrozyna - może uwalniać jod i upośledzać funkcję tarczycy, w testach na zwierzętach stwierdzono przypadki nowotworowych zmian tarczycy,
· indygotyna - przy jednoczesnym podawaniu zwierzętom dużych dawek indygotyny i azotynu sodowego stwierdzono uszkodzenia materiału genetycznego,
· żółcień pomarańczowa - w testach na zwierzętach przy podaniu dużych dawek stwierdzono powstawanie nowotworów nerek,
· karmel amoniakalny - w testach na zwierzętach stwierdzono przy dużych dawkach skurcze i obniżenie ilości białych krwinek krwi,
· aluminium - podejrzewa się, że jest jednym z czynników powodujących chorobę Alzheimera,
· kwas benzoesowy - po jego spożyciu osoby wrażliwe, chorujące na astmę, katar sienny lub alergie skórne mogą odczuwać zaostrzenie stanów chorobowych,
· azotyn sodu - spożyty w dużych ilościach utrudnia transport tlenu przez krew,
· butylohydroksyanizol - w dużych dawkach powoduje zaburzenia pracy wątroby, u zwierząt doświadczalnych stwierdzano powstawanie wrzodów dwunastnicy.

Nie wiedziałem o tym.

- Skoro wiesz, dlaczego to jesz?

Nadal nie potrafię odpowiedzieć na pytanie Martina. Ale nie poszło na marne. Dzięki niemu wiem, że Bruksela pozwala na wszystko. Także na jedzenie żywności bez chemicznych dodatków.

Trzeba się tylko zdecydować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz